O mój Boże! Jestem w szpitalu, w
pokoju numer osiemnaście. Dziś mamy dwudziesty czwarty maja dwutysięcznego
dziewiątego roku. To dzień, w którym dowiedziałam się o śmierci rodziców. Dzień
po wypadku.
Przeszłam do siadu, a przynajmniej
próbowałam. Niestety powstrzymały mnie różnego typu kabelki i rurki
przymocowane do mojego ciała. Bezwładnie opadłam na łóżko. Płuca paliły mnie
żywym ogniem. Już zapomniałam, jakie to okropne uczucie.
Wiedziałam, że Jeremy śpi na fotelu
obok, a Jenna zaraz wparuje z podpuchniętymi oczami do sali. Nic dziwnego. Jej
siostra i szwagier zginęli w wypadku. Utopili się. A ja muszę udawać, że o
niczym nie wiem. Czeka mnie rola życia.
Chwilę później drzwi otworzyły się.
Tak jak ostatnim razem Jenna podeszła do łóżka i chwyciła mnie za dłoń. Nie
musiała nic mówić. Z jej twarzy można było czytać jak z otwartej księgi.
Dlaczego wtedy tego nie zauważyłam?
-Eleno, kochanie. Jak się czujesz?- Zapytała
mnie z troską.
-Dobrze- Skłamałam. Nie chciałam, żeby się
martwiła. Przecież musi poinformować mnie o śmierci rodziców, a to samo w sobie
jest wyjątkowo stresujące. –A co z…?- Zapytałam słabym głosem. Gdzieś w głębi
serca miałam nadzieję, że wszystko w porządku. Że jakaś magiczna siła, która
przeniosła mnie w czasie zmieniła ten fragment mojego życia.
-Nie zaprzątaj sobie tym głowy, słoneczko-
Starała się brzmieć wesoło, jednak jej oczy wyrażały wszystko. Zwłaszcza ta
łza, którą starała się zetrzeć tak, abym tego nie zauważyła. –Odpoczywaj-
Dodała, odgarniając kosmyk włosów z mojego czoła.
-Jeremy wie?- Nie dałam się zwieść.
-Wie- Pokiwała twierdząco głową. Nawet nie
zdawałam sobie sprawy z tego, że płaczę. Ciocia pochyliła się nade mną i
uważając na całą aparaturę mocno przytuliła. –Tak mi przykro, Eleno- Dodała,
nie wypuszczając mnie z objęć.
-Co teraz będzie?- Starałam się prowadzić
podobną rozmowę jak ostatnim razem.
Jenna wypuściła mnie z objęć i
spojrzała z troską zarówno na moją osobą jak i na śpiącego Jeremy’ego.
-Postaramy się żyć dalej, na tyle na ile
jest to możliwe. Przeprowadzę się do was. Myślę, iż damy sobie radę- Przyjrzała
się swoim dłonią i po dłuższym namyśleniu dodała. –No chyba, że wolicie John’a…
-Zwariowałaś!- Mój w pełni przebudzony brat,
zerwał się z fotela, nim cokolwiek zdążyłam powiedzieć. Miał smutne oczy,
popełnione żalem, jednak starał się zachować dobrą minę do złej gry. –Przecież
wiesz, że za nim nie przepadamy. Ba, nikt za nim nie przepada- Podszedł do mnie
i porwał w objęcia. –Tak jak mówiła Jena, damy sobie radę- Dodał cicho.
***
Drzwi sali szpitalnej otworzyły się.
Policja, a dokładniej porucznik Woodley oraz porucznik Carter. Spodziewałam się
ich.
Oboje przed trzydziestką, szczupli i umięśnieni. Wyglądali prawie
identycznie. Różnili się tylko kolorem włosów i odcieniem karnacji. Woodley
miał blond włosy, i porcelanową skórę, natomiast Carter był brunetem z oliwkową
cerą.
Zaraz zadadzą mi kilka pytań, na
które w odpowiedzi będę musiała kłamać jak z nut. To będzie ciekawe.
-Elena Gilbert?- Zapytał jeden z nich. Kiwnęłam
głową. –Jesteśmy z policji. Porucznik Carter, a mój towarzysz to porucznik
Woodley. Jak się pani czuje?
-Fizycznie w porządku, psychicznie trochę
gorzej- Odpowiedziałam szczerze.
-Wiem, że to nieodpowiednia chwila, ale
musimy zadać pani parę pytań. Może najpierw najbardziej nas nurtujące. Jak
wydostała się pani z samochodu?
-Też chciałabym to wiedzieć- Zaczęłam. Jak
ja prowadziłam poprzednio tę konwersacje? Czuję, że będę musiała improwizować,
ponieważ przez całe te negatywne emocje towarzyszące wieści o śmierci rodziców,
nie mam pojęcia, co takiego im powiedziałam. –Ostatnie, co pamiętam to próby wybicia
okna przez tatę- Wyjaśniłam smutnym tonem.
-Czyli nie wiesz, w jaki sposób drzwi
samochodu zostały wyrwane?- Drążył porucznik Carter.
-Nie mam pojęcia, ale dlaczego panowie tak o
to wypytują?- Oni mogą zadawać pytania, to ja też.
-Ponieważ uważamy, że to niemożliwe, aby
pani sama wydostała się z pojazdu- Wyjaśnił jeden z funkcjonariuszy.
-To nie wiadomo, kto mi pomógł?- Udałam
„głupa”. Przecież nie powiem, że to Stefan. Wampir, który niedługo rozpocznie
edukację w miejscowym liceum.
-Po ambulans zadzwonił ktoś anonimowo, a na
miejscu zdarzenia nikogo nie było.
-Tak, czy inaczej nie rozumiem, dlaczego to
dla panów takie ważne. Uratowano mnie i jestem za to ogromnie wdzięczna, nawet
tej anonimowej osobie- Policjanci popatrzyli po sobie.
-W porządku. Widzę, że niczego nowego się
nie dowiemy- Stwierdził Carter. –W każdym razie, życzę pani szybkiego powrotu
do zdrowia i przykro mi z powodu śmierci rodziców.
-Dziękuję- Odparłam kulturalnie.
Policjanci równocześnie odwrócili
się i ruszyli w kierunku wyjścia. Gdy tylko drzwi się zamknęły odetchnęłam z
ulgą. Chyba nie poszło tak źle…?
***
-Eleno, skarbie. Jak się czujesz? Trzymasz
się jakoś?- Tym razem do pokoju wtargnęła Caroline z Bonnie. Czyli wszystko się
udało. Mimo zaistniałej sytuacji miałam ochotę skakać z radości. Bonnie żyje, a
to już połowa sukcesu. –Przyszłyśmy zaraz po szkole, jak tylko się dowiedziałyśmy-
Obie podeszły do mnie i równocześnie mocno przytuliły.
-Nie jest to najszczęśliwszy dzień w moim
życiu, ale jakoś się trzymam- Odparłam smutno.
-Tak nam przykro- Stwierdziła Bonnie. –Ale
zobaczysz, wszystko jakoś się ułoży.
-Mam nadzieję- Przyznałam spoglądając na
przyjaciółki.
Uśmiechały się do mnie niepewnie, nie wiedząc jak się zachować. Co
prawda każdą z nich opuścił któryś z rodziców, ale to było zupełnie co innego.
Mama Bonnie uciekła, chcąc dla córki lepszego życia, natomiast tata Caroline
zmienił orientacje i wyprowadził się z domu. Jednakże one miały tę świadomość,
że ich rodzice żyją. Są gdzieś tam w tym odległym świecie i prawdopodobnie
prowadzą szczęśliwe życie.
-A jak Jeremy to znosi?- Bonnie przerwała
ciszę.
-Stara się być twardy, ale boję się o niego.-
Przyznałam. -Teraz pojechał razem z Jenną pomóc przy przeprowadzce.
-Jenna się do was wprowadza?- Zapytała
Caroline.
-Tak, nie możemy mieszkać sami. I jeżeli mam
być szczera dużo bardziej wolę Jennę od John’a.
***
Dlaczego pogrzeby muszą być takie
przygnębiające? Wiem, to głupie pytanie, ale wszędzie gdzie nie spojrzę widzę
szarość, smutek. Całe miasteczko pogrążone we mgle i uporczywym deszczu tym
bardziej nie pozwala pozbyć się tego wrażenia. Tak jakby ktoś nagle złapał czarną
farbę i wylał ją na cały świat.
Pogrążeni w rozpaczy ludzie ustawili
się na cmentarzu. Znajomi i rodzina zalani łzami, zgromadzeni by pożegnać
dwójkę wspaniałych osób.
Tak jak ostatnio przytuliłam się do
brata i z półprzymkniętymi oczami słuchałam słów pastora. Moi rodzice byli
szanowanymi ludźmi, niemającymi żadnych wrogów. Jednak jak każdy posiadali
sekrety, którymi nie podzielili się nawet z własnymi dziećmi. Polowanie na
wampiry, czynny udział w działaniach Augustine. W porządku nie musieliśmy
wiedzieć wszystkiego, ale oni nawet nie zająknęli się słowem na ten temat.
Westchnęłam chcąc dać upust emocjom.
Uroczystość zbliżała się do końca,
ale deszcz stał się jeszcze bardziej intensywny. Zostało tylko złożenie kwiatów
na grobie i najgorsze, mianowicie przyjęcie kondolencji od połowy miasta. Nie
lubię tej tradycji, bo co człowiek może powiedzieć w takiej sytuacji? Będzie dobrze?
Przykro mi z powodu waszych rodziców? Wszystko jakoś się ułoży? Wasi rodzice
byli wspaniałymi ludźmi? To nie są słowa dodające otuchy. One jeszcze bardzie
przygnębiają.
Odsunęłam się delikatnie od brata,
otwierając szerzej wilgotne od łez oczy. Powoi, unikając wzroku przybyłych
ruszyłam w kierunku grobu. Przyjrzałam się dokładniej róży, którą trzymałam od
początku uroczystości i ułożyłam starannie przy pomniku. Następnie wróciłam na
swoje miejsce.
Nie wiem, z jakiego powodu, wzrok skierowałam na pobliskie drzewo. Wnet
zobaczyłam ruch. Czarny ptak, a dokładniej kruk przysiadł ja jednaj z gałęzi i
uporczywie wpatrywał się we mnie swoimi błyszczącymi oczami. Tylko jedno
przyszło mi do głowy. Damon?
No i jest rozdział drugi :) Dość przyjemnie mi się go pisało, chociaż jest trochę dołujący. Przepraszam, że dodaję go aż po miesiącu... Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) Chciałam jeszcze bardzo, ale to bardzo podziękować wam za komentarze. Jesteście cudowni :* To tyle na dzisiaj :) Jeszcze raz bardzo dziękuję i oczywiście pozdrawiam :*