niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 4.

   -Eleno? Co robisz?- Usłyszałam głos cioci dochodzący z kuchni. Westchnęłam.
   -Wychodzę- Odpowiedziałam zakładając na siebie skórzaną kurtkę. W duchu modliłam się, żeby nie zadawała pytań. Żeby odpowiedziała: „Okey, w porządku tylko nie wróć za późno”. Nie chciałam wdawać się w kłótnie, bo tak czy inaczej postawiłabym na swoim.
   -Czy ty wiesz, która jest godzina?- Pojawiła się nagle w przedpokoju. Chyba jednak się przeliczyłam, będzie kłótnia.
   -Jenna, znam się na zegarku- Odparłam otwierając drzwi.
   -Jutro pierwszy dzień szkoły. Powinnaś być wypoczęta- Spojrzała na mnie z troską.
   -I będę- Odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Chciałam coś dodać, jednak, co takiego? Przepraszam cię, ale muszę lecieć uratować dwie osoby przed krwiożerczym wampirem? To chyba by nie przeszło. –Ciociu, naprawdę muszę już iść…
   -W porządku, idź- Wzniosła oczy ku niebu. Jednak nie było tak źle.
   -Dziękuję- Odpowiedziałam i wprost wybiegłam z domu, w razie gdyby Jenna zmieniła zdanie.
            Szybko wsiadłam do auta i zanim odpaliłam silnik, wyciągnęłam telefon. Wykręciłam numer do ostatniej osoby, z którą muszę porozmawiać. Nastawiłam na głośno mówiący i ruszyłam patrolować drogi Mystic Falls.
            Chwilę wsłuchiwałam się w monotonny sygnał połączenia, by po chwili usłyszeć dobrze znany głos starego przyjaciela.
   -Słucham?
   -Dzień dobry, Alaric Saltzman?- W odpowiedzi usłyszałam krótkie „aha”. –Nazywam się Elena Gilbert i chciałabym z panem porozmawiać.
   -Ze mną? O czym? Nie potrzebuję nowych garnków, ani pościeli- Puściłam tę uwagę mimo uszu.
   -To nie jest rozmowa na telefon, ale chodzi o moją biologiczną matkę. Czy mogłabym się z panem spotkać?
   -Zależy. Kto jest twoją matką? Jeżeli mogę wiedzieć.
   - Isobel Flemming- Odparłam krótko, czekając na reakcje Rica. Nastała cisza. –Halo?- Zapytałam zmieszana.
   -To… Niemożliwe. Isobel nie miała dzieci… A nawet gdyby, wiedziałbym o tym.
   -Miała szesnaście lat, kiedy mnie urodziła. Mógł pan nie wiedzieć- Wyjaśniłam. –Rozumiem, że to dla pana szok, ale mimo to chciałabym się spotkać.
   -Tak. Oczywiście- Odpowiedział zgłuszonym tonem. –Gdzie?
   -W Mystic Falls. W barze Mystic Grill. To małe miasto. Nie zgubi się pan- Oczami wyobraźni widziałam jak Ric kiwa głową.
   -W porządku- Odpowiedział. –Pozałatwiam wszystko w pracy i postaram się jutro przyjechać.
   -Dziękuję panu. To naprawdę ważne.
   -Nie musisz mi dziękować- Mówił starając się zachować przyjazny ton głosu. –W tym barze… Jak cię rozpoznam?
   -Ja pana rozpoznam- Odparłam. –Jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia- Rozłączyłam się. W sumie nie poszło tak źle.

***

            Jeździłam już dość długo ulicami Mystic Falls. Jak do tej pory nie działo się nic dziwnego. Ulice były praktycznie puste, miasto pogrążyło się w spokoju. Dzień, jak co dzień. A jednak, gdzieś przy granicy tego miejsca czai się żądny krwi wampir.
            Nie wiem ile razy okrążyłam całe miasteczko. Dziesięć? Może piętnaście? Powoli miałam dość. To jak szukać igły w stogu siana. Skręciłam w stronę lasu z zamiarem powrotu do domu. Nagle zauważyłam mgłę. Nienaturalnie gęsta, pojawiła się znikąd. No tak, Damon uwielbiał bawić się ofiarami. Wnet usłyszałam huk i pisk opon. Dodałam gazu, chcąc jak najszybciej pojawić się na miejscu. Po paru metrach ujrzałam auto stojące na poboczu. Kawałek dalej leżał Damon. Drzwi pojazdu otworzyły się, a ze środka wyszedł mężczyzna. No to zaczyna się zabawa…
            Stanęłam na poboczu i wybiegłam z samochodu.
   -Hej!- Zawołałam. –Co się stało? Potrzebuje pan pomocy?
   -Ja…- Zaczął biegnąc do „ofiary”. –Potrąciłem tego człowieka. Nie chciałem. To był wypadek- Zaczął tłumaczyć.
   -W porządku. Nikogo nie osądzam- Stwierdziłam biegnąc za nim. –Dzwonił pan po pomoc?
   -Moja dziewczyna. W samochodzie.
   -Dobrze- Odpowiedziałam kucając przy „ofierze”. Mężczyzna podążył moim śladem.
            Spojrzałam na twarz Damona. Wyglądał dokładnie tak jak zapamiętałam. Czarne włosy ułożone w artystycznym nieładzie, blada cera, zarysowana linia żuchwy i oczywiście te cudowne oczy. To one otoczone gęstymi czarnymi rzęsami potrafiły oczarować człowieka. Odetchnęłam głęboko, chcąc opanować rozszalałe emocje. Czułam ogromną euforię i ledwo powstrzymywałam się od rzucenia na niego. Niestety, mimo ogromnej ochoty nie mogłam. Bo jak by to wyglądało? Z zamyślenia wyrwało mnie pewne pytanie.
   -Gdzie krew? Gdzie rany, zadrapania, czy siniaki?- No to pięknie… Cóż, ten mężczyzna ma rację. Na ciele Damona nie ma nawet śladu po wypadku.
   -Proszę mnie posłuchać- Poprosiłam patrząc w oczy nieznajomego. –Zabierze pan swoją dziewczynę i jak najszybciej oddali się od tego miejsca. Proszę odwołać służby ratunkowe i najlepiej zapomnieć o tym wydarzeniu.
   -Ale…- Zaczął.
   -Niech pan nie zadaje pytań i jak najszybciej się stąd wynosi!- Podniosłam ton głosu.
            To chyba podziałało, ponieważ chwilę później samochód ruszył z piskiem opon, opuszczając to przeklęte miejsce. Odetchnęłam z ulgą.
   -No dobra- Mruknęłam z udawaną obojętnością. –Wiem, że jesteś przytomny.
            Damon gwałtownie otworzył oczy i nienaturalnie sztywno przeszedł do pozycji siedzącej. Chciał mnie tym przestraszyć. Musiał jednak przeżyć niemały szok, patrząc na moją niewzruszoną minę.
   -Przez ciebie- Powiedział z jadem w głosie. –Uciekła moja kolacja.
   -Dzięki mnie- Odwdzięczyłam się tym samym tonem. –Nie zostałeś złapany przez radę.
            Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Miałam wrażenie, że gramy w „kto dłużej wytrzyma bez mrugnięcia okiem”. W końcu pokręciłam głową mając już tego dość.
   -Zapomnij, że dzięki mnie nie wylądowałeś z kołkiem w sercu- Mruknęłam oczekując reakcji z jego strony. Jednak, gdy taka nie nastąpiła dodałam: -W ogóle, jaki bałwan poluje w Mystic Falls?
   -Głodny?- Zapytał ironicznie.
   -Idiota- Stwierdziłam zgryźliwie, kierując się do samochodu.
   -Hej, hej, hej, hej!- Pojawił się nagle przede mną. –Pozwoliłem ci stąd iść?
   -Sama potrafię o sobie decydować- Odpowiedziałam pewnie, krzyżując ramiona na piersi.
   -Nie uszło mojej uwadze, że nie okazujesz lęku w stosunku do ojej osoby- Trochę mijał się z faktem. Tak naprawdę trzęsę się ze strachu, ale potrafię to świetnie zatuszować. –Albo jesteś głupia, albo…- Przerwał na chwilę, jakby chciał pozbierać myśli.- Nie, nie ma innego wytłumaczenia.
   -Kim ty w ogóle jesteś?!- Krzyknęłam, chcąc zmienić temat. Wiedziałam, że Damon ma wyłączone człowieczeństwo. Był jeszcze bardziej nieobliczalny niż zwykle. A właśnie to było głównym powodem mojego strachu.
   -Wybacz, zapomniałem się przedstawić- Powiedział z udawaną skruchą. –Zwykle to robię, zanim kogoś zabiję.
   -Nie zabijesz mnie- Stwierdziłam tak pewnie, że nawet siebie tym zdziwiłam.
   -Dlaczego nie?- Przybliżył się do mnie, przeszywając wzrokiem. Mimo tego dalej wpatrywałam się w jego twarz.
   -Gdybyś chciał to zrobić, już dawno leżałabym ze złamanym karkiem, albo z dziurą w szyi- Odpowiedziałam, pamiętając, aby nie zdradzić niczego więcej. Żadnego wątku z Katherine, Enzo, czy nawet Klausem. Jeszcze nie teraz.
   -Może czekam na odpowiedni moment?- Jeżeli to możliwe przybliżył się jeszcze bardziej. Głośno przełknęłam ślinę.
   -Jaki? Na fajerwerki? Doping?- Spojrzałam na niego wyzywająco. –Na co czekasz? Jeżeli chcesz mnie zabić, śmiało. Tylko pospiesz się. Nie mam całego dnia.
            Zachęcanie go i bezczelność nie były dobrym pomysłem. Chociaż z drugiej strony, która ofiara prosi o śmierć? Chyba tylko taka, która ma pewność, że wygląda identycznie jak jego była dziewczyna. To mi daje fory, prawda?
   -Masz szczęście- Zdziwiona uniosłam brwi. –Dzisiaj jest dzień dobroci dla zwierząt- Wytłumaczył, mierząc mnie wzrokiem. –Poza tym wiesz sporo o radzie, a takie informacje mogą mi się przydać- Pokiwałam głową w geście zrozumienia. Wampir ruszył w kierunku lasu.
   -Poczekaj- Mruknęłam otwierając drzwiczki auta.
            Sięgnęłam po swoją torbę i wyciągnęłam z niej dwa woreczki z krwią (Pamiątka z dzisiejszej wizyty w szpitalu, chyba lepiej brzmi niż kradzież) i podałam je mężczyźnie.
   -Zadośćuczynienie za tą dwójkę ludzi- Wytłumaczyłam. –Pamiętaj nie poluj w Mystic Falls- Dodałam po chwili i wsiadałam do samochodu. Już miałam zamknąć drzwi, gdy ręka Damona skutecznie je zablokowała.
   -Do zobaczenia, Eleno- Usłyszałam tylko i już go nie było.
            Podsumowując dzisiejszy dzień: uratowałam dwójkę ludzi i dalej żyję. To chyba mogę zaliczyć do sukcesów. 


Pojawiam się po długim czasie
Proszę o wybaczenie :)
Nie będę się rozpisywać,
chce tylko przeprosić za ewentualne błędy,
które mogły się pojawić. :P
Dziękuje za wasze komentarze 
i bardzo gorąco pozdrawiam :*