sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 1.

            Westchnęłam, widząc swoje odbicie w lustrze. Zmieniłam się. Zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie. Moje oczy, niegdyś tak radosne i pełne życia, patrzyły na mnie ze smutkiem. Moje usta, wiecznie wykrzywione w uśmiechu, teraz dołowały swoją obojętnością. Pokręciłam lekko głową. W końcu, kto by się nie zmienił?
            Dziś mija dokładanie miesiąc od śmierci Bonnie i Damona. Z tej okazji moi najbliżsi postanowili zorganizować dzień wspomnień. Nie uśmiechało mi się to. Nie wiem, czy wytrzymam tyle czasu w towarzystwie. Może i zaczęłam wychodzić, ale nie na długo. Godzina to maksimum, jednak dziś muszę z nimi spędzić przynajmniej z pięć. Po wszystkim po prostu rzucę się na łóżko, zatapiając twarz w poduszce Damona. Jak co wieczór zaleję się łzami i bezskutecznie będę czekać na przyjście snu.
            Jednak teraz muszę sprawiać pozory. Zawsze starałam się być silna i tak postrzegali mnie inni. Nie chcę, aby się martwili, widząc jak cała ta sytuacja niszczy mnie od środka.
Załapałam, więc włosy w kitkę. Nie miałam ochoty ich układać. Od dawna już tego nie robiłam. To samo było z makijażem. Nie widziałam w tym sensu. Jedynie delikatnie pochyliłam się nad umywalką i przemyłam twarz zimną wodą. Na tym skończyły się moje przygotowania.
            Miałam jeszcze jakieś pół godziny do przyjścia przyjaciół. Powoli wróciłam do sypialni. Nie wiedzieć, czemu mój wzrok powędrował ku etażerce Damona. Nigdy tam nie zaglądałam. Kierowana nieznanym mi dotąd impulsem, usiadłam na łóżku i delikatnie wysunęłam szufladkę. Moje serce zabiło szybciej, a w oczach pojawiły się łzy.
            Na samym wierzchu leżało lekko pogniecione zdjęcie. Prawdopodobnie spowodowane to było częstym użytkowaniem. Delikatnie wzięłam je do ręki. Przedstawiało mnie z czasów, kiedy żyli rodzice. Uśmiechniętą i szczęśliwą. Damon musiał wyciągnąć je z albumu na początku naszej znajomości. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, by z impetem wylądować na fotografii. Minęła dłuższa chwila zanim wzięłam się w garść i zabrałam za dalsze przeglądanie rzeczy.
            W szufladzie znajdowało się jeszcze tylko parę zeszytów z wygrawerowanymi datami na okładce. Jak się okazało, pamiętniki. Wzięłam ten najnowszy - prowadzony od dwutysięcznego dziewiątego roku i otworzyłam go przy dacie dwudziesty trzeci maj. Wiem, że to nie w porządku, jednak i tak zaczęłam czytać.

23.05.2009r.
Widziałem dziewczynę. Dałbym sobie głowę uciąć, że to Katherine. Była tak do niej podobna…Jednak myliłem się. Jak się później okazało miała na imię Elena i jeżeli mam być szczery, po dokładnym przyjrzeniu się jej, widziałem różnicę. Po pierwsze oczy. Tak łagodne, a zarazem szczere. Całkiem inne od fałszywego spojrzenia Katherine. Dodatkowo jeszcze mowa jej ciała i ta nieskrywana skromność. To tylko dodało mi pewności, że Elena jest dobra i należy się jej to, co najlepsze.

            Nie mogłam się ruszyć. Tkwiłam w letargu i nie potrafiłam się z niego otrząsnąć. Nigdy nie zastanawiałam się, jak Damon postrzegał mnie, przy naszym pierwszym spotkaniu. Pamiętałam tylko, iż był miły. Zawsze myślałam, że powodem tego był mój wygląd. To podobieństwo do Katherine. Jednak myliłam się. Powodem jego zachowania były różnice dzielące mnie i dziewczynę.
            Nie wiem ile czasu tkwiłam w zamyśleniu, bez ruchu. Musiała minąć dłuższa chwila, ponieważ ruszyłam się dopiero po ususzeniu pukania do drzwi. Szybko chwyciłam pamiętnik Damona oraz zdjęcie. Wepchnęłam przedmioty do szuflady i dopiero po jej zamknięciu zawołałam:
   -Proszę- W progu stanął Alaric. Uśmiechnął się do mnie niepewnie i podszedł bliżej.
   -Jak się czujesz?- Zapytał cicho. Wzruszyłam ramionami.
   -W porządku- Odpowiedziałam, starając się brzmieć przekonywująco. –Choć nie powiem, bywało lepiej- Odparłam widząc jego minę, mówiącą, iż mi nie wierzy.
   -Tak myślałem- Spojrzał na mnie ze zrozumieniem. -Jesteś w stanie..?
   -Zejść na dół?- Nie dałam mu dokończyć. –Myślę, że nie mam innego wyjścia- Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku drzwi. -Jeżeli nie pójdę dobrowolnie, ściągną mnie siłą- Powiedziałam chyba bardziej do siebie niż do niego.
   -Też prawda- Uśmiechnął się, idąc za mną. Niespodziewanie złapał mnie za ramię, zmuszając tym samym do zatrzymania. –Słyszysz?
            Zamknęłam oczy skupiając się na głosach dochodzących z dołu. Rzeczywiście. Caroline z kimś rozmawiała, jeżeli można to nazwać rozmową. Ściślej mówiąc darła się na… Enzo?
   -Ja to załatwię- Zwróciłam się do Rica.
            Najszybciej jak potrafiłam podbiegłam do komody, wyciągając z niej drewniany kołek. Następnie zbiegłam na dół. To samo zrobił Alaric. Odkąd był wampirem starał się nas chronić, chociaż jak na razie nie miał zbyt wielkiego pola do popisu.
            Gwałtownie zatrzymałam się przed Enzo z kołkiem schowanym za plecami.
   -No proszę, kogo my tu mamy? Po co przyszedłeś?- Zapytałam sztucznie miłym tonem.
   -Coś gospodyni nie w sosie- Pokręcił głową z dezaprobatą. –A ja tylko chciałem z wami powspominać…
   -Powspominać powiadasz?- Zacisnęłam dłoń na jego szyi i przyparłam do ściany. Przyłożyłam kołek do jego serca. Moi bliscy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem. -Posłuchaj, nie wywalę cię stąd tylko dlatego, że byłeś przyjacielem Damona. Ale pamiętaj, jeden wybryk, a ten kołek wyląduje w twoim sercu- Opuściłam ręce i przyjrzałam się dokładniej twarzom wszystkich zgromadzonych. –No co? Nie lubię go- Rzuciłam ignorując natarczywe spojrzenia i ruszyłam w kierunku kanapy stojącej w salonie. Reszta ruszyła za mną.
   -Myślicie, że bez procentów się obejdzie?- Zapytała Caroline, gdy już każdy znalazł dla siebie miejsce.
   -Wątpię- Mruknął Stefan, który od śmierci brata zapijał smutki w alkoholu. Cóż każdy przeżywał to na swój sposób. Podszedł do barku i wyciągnął z niego parę butelek czystej. –Ktoś chce szklankę?- Zapytał, na co każdy odpowiedział przeczącym ruchem głowy.

***

            Po czterech godzinach, wszyscy byli nieźle wstawieni. Już piąta butelka krążyła naokoło stołu, a nikt nie opuścił żadnej kolejki. Siedziałam skulona w rogu kanapy, obejmując się ramionami i słuchając wypowiedzi innych. Moi towarzysze starali się przywoływać te dobra wspomnienia. Tak, więc nie obeszło się od głośnych wybuchów śmiechu i częstego uśmiechu na ustach.
   -A pamiętacie wycieczkę do zoo w trzeciej klasie?- Mat spojrzał na nas pytająco. –Bonnie i jej udawanie małp. Do dziś mam jej minę przed oczami.
   -Ej! Ona miała z dziewięć lat. Nie pamięta wół jak cielęciem był- Stwierdziłam z udawanym wyrzutem i parsknęłam śmiechem.
   -Dzieciństwo jest takie beztroskie…-Podsumowała Caroline. -Chciałabym móc cofnąć czas.
            Cofnąć czas. Może to wcale nie jest niemożliwe? Bonnie potrafiła przywrócić do życia Jeremy’ego, Liv całą naszą szóstkę. Wydawać by się to mogło nieprawdopodobne, ale stało się. Więc dlaczego nie spróbować? Nic nas to nie kosztuje. Wystarczy znaleźć zaklęcie i wiedźmę. Z tym drugim nie będzie najmniejszego problemu. Liv czuje się winna za ostatnie zdarzenia. Jestem pewna, że pomoże.
   -Warto spróbować- Powiedziałam cicho, na co oczy wszystkich zgromadzonych skierowały się na mnie.
   -Eleno, o czym ty mówisz?- Zapytał z troską Ric.
   -Spójrz. Żyjemy w świecie, w którym wszystko się może zdarzyć. Nie ma rzeczy niemożliwych. Nie tu. Nie w Mystic Falls- Wzięłam głęboki oddech. –Nie wiemy gdzie obecnie przebywają Bonnie z Damonem. Dlatego nawet nie znaleźlibyśmy zaklęcia, które może ich sprowadzić. Jedynie, czego możemy spróbować to cofnięcie czasu. Nie wiem, do jakiego momentu. Może tylko do dnia ich śmierci, może trochę dalej. Dlaczego nie spróbować?
Każda osoba znajdująca się salonie zamilkła i uparcie wpatrywała się we mnie. Nie powiem, było to krępujące, ale nie na tyle żeby odwrócić wzrok. Chciałam wymusić zgodę do działania. Na niczym innym mi nie zależało.
   -Jak chcesz to zrobić?- Spytał Stefan z kamienną twarzą.
   -Nie wiem. Musi istnieć jakieś zaklęcie. Trzeba je tylko znaleźć i użyć. Pomożecie mi?- Zapytałam błagalnie.
   -Tak- Odpowiedzieli chórem Jeremy, Caroline i Stefan. Po dłuższym przemyśleniu zgodzili się także Mat i Alaric. Tylko Enzo przecząco kręcił głową.
   -Jak bardzo chcesz cofnąć czas?- Zapytał zirytowani wampir. Wzruszyłam ramionami. –A jeżeli coś pójdzie nie tak i dalej będę siedział w celi. Co wtedy?
   -Wystarczy tylko jedno słowo o tym, że żyjesz, a Damon od razu przybiegnie cię ratować- Stwierdziłam rozumiejąc sceptycyzm Enzo.
   -A jeżeli nie- Drążył dalej.
   -To oznacza, że nie znasz swojego przyjaciela.

***

            Minęły dwa dni, w ciągu których trwały poszukiwania zaklęcia. Do tej pory nie znaleźliśmy nic. Oczywiście, były wzmianki o czasie, jednak okazywały się one nieistotne i bezużyteczne.
            Liv bez problemu zgodziła się pomóc. Sama w zaciszu domowym przeglądała swoje rodzinne rękopisy, ale i ona nic nie odkryła.
            Siedziałam nad kolejną księgą zaklęć, tym razem ze zbioru rodziny Bennett. Moje powieki samowolnie zaczęły opadać na dół. Resztkami sił starałam się nie zasnąć. Cóż nieprzespana noc daje się we znaki. Niespodziewanie znalazłam to, czego prawdopodobnie potrzebowaliśmy. Nie było tego wiele. Kilka łacińskich słów, których nie rozumiałam, a po myślniku krótkie objaśnienie: „Cofnięcie osoby do dnia najbardziej zmieniającego jej życie. Nie kasuje pamięci.”.
   -Hej, mam coś!- Wszyscy obecni podnieśli się z krzeseł i stanęli za mną. Palcem wskazałam miejsce, w którym zaczęli czytać.
   -To chyba koniec naszych poszukiwań- Przyznał mój brat z lekkim uśmiechem. –Jest tylko mały problem. Kto cofnie się w czasie?
   -To oczywiste- Stwierdził Stefan. –Tylko Elenie każdy z nas ufa. To oznacza, iż niezależnie od momentu, uwierzymy w całą tę historię.

***
            Minęły kolejne dwa dni w ciągu, których przygotowywałam się do podróży. Jeżeli cofanie się w czasie można do takowych zaliczyć. W każdym razie dwukrotnie przeczytałam swoje pamiętniki, zaczynając od momentu poznania braci Salvatore. Oprócz tego, nie mogąc się powstrzymać zatopiłam się w lekturze, jaką były dzienniki Damona. Przejrzałam wszystkie, bardzo dokładnie poznając przemyślenia wampira. Nie powiem, nie obyło się bez łez. Smutek i szczęście pojawiały się naprzemiennie i towarzyszyły mi przez długie godziny.
            Cóż istniało pewne ryzyko, co do daty, w której się znajdę. W pierwszej kolejności stawiałam na dzień śmierci Bonnie i Damona. Istnieje jednak możliwość, iż zjawię się wcześniej. Myślę o dniu mojej przemiany w wampira.
            W końcu przyszedł ten czas. W niedalekiej przyszłości zmienię przeszłość. Może brzmi to banalnie, ale wierzę, że uda mi się to wszystko naprawić. Już pożegnałam się z przyjaciółmi i rodziną. Oni także we mnie wierzą. Prosili tylko, abym na siebie uważała. Jestem im naprawdę wdzięczna, ponieważ podróże w czasie z reguły są niebezpieczne.
            Siedziałam na środku koła usypanego z soli. Wokół poustawiano pełno świec, które tliły się z poczwórną siłą. Za ręce trzymałam Liv, która szeptała zaklęcie. Nie rozumiałam go, ale już zaczynałam odczuwać jago skutki. Kręciło mi się w głowie, a przed oczami zaczęły przelatywać mi obrazy z mojego życia. Nie były uporządkowane. To był totalny mętlik.
            Nagle nastała ciemność. Czyżby się udało? Moje zmysły zaczęły wychwytywać coraz więcej bodźców. Pod plecami poczułam twardy materac, w nozdrzach zapach chloru, a pomimo szumu w uszach słyszałam uporczywe pikanie. Delikatnie uchyliłam powieki. Pierwsze, co ujrzałam to zielone ściany i już wiedziałam gdzie się znajduję.


Witam was bardzo serdecznie. Z dość dużym opóźnieniem dodaje pierwszy rozdział. Gotowy był już dawno, jednak wymagał dopracowania, a przez brak czasu (po pierwsze mundial, po drugie rozpoczęty kurs na prawo jazdy, a po trzecie spotkania z przyjaciółmi) dokończyłam go dopiero dzisiaj. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, iż rozdział jest znacznie dłuższy niż zwykle. Z góry przepraszam za błędy, które mogą się pojawiać. Głównie są to literówki, a nie sposób wszystkie je wyłapać. Bardzo dziękuję też za wszystkie komentarze. Jest to ogromna motywacja do dalszego pisania. Dobra, kończę już to moje przynudzanie :P Mam nadzieję, że rozdział się spodoba ;) Pozdrawiam wszystkich czytelników, buziaczki :*