czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 6.



                Szybkim krokiem wkroczyłam do Mystic Grill. Natychmiast ogarnął mnie znajomy zapach alkoholu oraz Fast Food’ów zmieszany z ledwo wyczuwalną wonią cytrynowego środka dezynfekującego. Mój wzrok od razu powędrował do ulubionego miejsca Alaric’a. I nie myliłam się. Otóż Saltzman siedział na hokerze przy barze. Uśmiechnęłam się pod nosem. Cóż, pewne rzeczy pozostają niezmienne. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w kierunku przyszłego nauczyciela historii.
   -Dzień dobry- Powiedziałam kulturalnie. –Mam na imię Elena- Wyciągnęłam ku niemu rękę.
   -Witam. Alaric- Odparł, ściskając moja dłoń. Na jego twarzy malował się lekki szok. –Spodziewałem się dziewczynki w dwóch kiteczkach z misiem pod pachą- Wyjaśnił swoją zaskoczoną minę.
   -Nie jestem pewna, czy dziecko umówiłoby się z panem w takim miejscu- Przyznałam z lekkim uśmiechem i usiadłam koło niego.
   -No tak, racja. Tylko błagam, nie mów do mnie pan.
   -Nie ma sprawy- Powiedziałam, w duchu wdzięczna Rick’owi. Nie ukrywając, trudno mówić do człowieka, którego zna się parę dobrych lat, per pan.
   -Więc…- Zaczął niepewnie. –Jesteś córką Isobel.
   -Tak- Przyznałam nie wiedząc jak poprowadzić dalej tą rozmowę. –Ale nie tylko o niej chciałam rozmawiać.
   -Więc, o czym?- Zapytał zmieszany.
   -O…- Wzięłam głęboki wdech. –Wiem, że Isobel zniknęła.
   -Ona nie żyje- Wtrącił zimnym tonem.
   -Nie wiesz tego- Stwierdziłam cicho. –Nigdy nie znaleziono jej ciała.
   -Szukałem jej i człowieka, który to zrobił. Nawet nie wiesz, ile czasu na to poświęciłem. Ile bezsennych nocy przesiedziałem, szukając informacji.
   -Oboje wiemy, że to nie był człowiek…- Wypaliłam prosto z mostu. Oczy Rick’a przybrały wielkość pięciozłotówek.
   -Co masz na myśli?
   -Myślę, że dobrze wiesz- Powiedziałam spoglądając na jego zdezorientowaną twarz. –Te wszystkie dziwne zgony w Mystic Falls, ciała pozbawione krwi… Obsesja Isobel, jej badania- Zaczęłam wymieniać. –To wszystko łączy jedno słowo.
   -Wampiry- Dokończył szeptem Alaric. –Przeglądałem jej notatki.
   -Coś mi się wydaje, że nie tylko notatki widziałeś- Stwierdziłam przyglądając się uważnie twarzy Saltzman’a. –Mężczyzna, czarne włosy, ciemny strój i kły. Brzmi znajomo, prawda?
   -Skąd to wszystko wiesz?- Zapytał oszołomiony. –Spotkałaś Isobel?
            Taa… I to niejednokrotnie. Moje zdanie na jej temat nie jest zbyt pozytywne. Matką Teresą to ona nie była. Cóż, tego powiedzieć nie mogę.
   -Nie. Jeszcze nie. Ale prędzej, czy później pojawi się w mieście- Odparłam naginając prawdę. –Rick, wiem, że mi nie ufasz. Wiem, że nienawidzisz wampirów. Wiem, że jesteś łowcą. Jednak skąd mam tę wiedzę, nie mogę ci powiedzieć. Jeszcze nie teraz- Mina mojego rozmówcy była pozbawiona emocji. –Proszę cię tylko zostań w mieście. Zatrudnij się w szkole. W sam raz szukają historyka.
   -I tobie się wydaje- Zaczął stanowczym tonem, jednak przerwałam mu.
   -Nic nie jest takie, jakie się wydaje. Nie każdy z pozoru zły, jest zły. I nie każdy wróg naszego wroga, jest naszym przyjacielem.
   -Jesteś młoda. Co ty możesz o tym wiedzieć?- Zapytał kręcąc głową.
   -Przeżyłam więcej niż ci się wydaje- Stwierdziłam bezsilnie. –To twoja decyzja. Może ryzykujesz, ale bez ryzyka nie ma zabawy. Nic nie stracisz, a możesz zyskać.
   -Zastanowię się- Mruknął wyraźnie zmęczony naszą rozmową. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale rozumiałam go. W końcu, kto o zdrowych zmysłach przystałby na propozycje małolaty?
   -W porządku- Kiwnęłam głową na znak zgody. –Przemyśl to dobrze.
   -Tak zrobię- Odpowiedział podnosząc się z miejsca.
Mój wzrok powędrował na jego dłoń, na której lśnił olbrzymi, srebrny pierścień z czarnym kamieniem i pieczęcią na środku – pierścień Gilbertów.
   -Rick?- Zagadnęłam cicho. –Nigdy nie zdejmuj tego pierścienia i postaraj się unikać konfrontacji z wampirami. A jeżeli spotkasz kiedykolwiek niejaką Esther, raczej z nią nie rozmawiaj.
   -Postaram się zapamiętać- Powiedział beznamiętnie. –Do widzenia, Eleno.
   -Do widzenia- Odpowiedziałam i nim się obejrzałam jego już nie było.
            Nie jestem pewna, co chciałam uzyskać tą rozmową. W pewnym momencie zrobiło mi się głupio, widząc wyraz twarzy Rick’a na wspomnienie wydarzeń sprzed dwóch lat. Doskonale wiedziałam, jak nie lubił powracać wspomnieniami do epizodu z Damonem. Cóż, będzie, co ma być.

            Nie wiem, jak długo tak siedziałam i myślałam nad moim następnym ruchem. Co teraz miałam zrobić, żeby wszystko potoczyło się w zupełnie innym kierunku? I żeby moje postępowanie nie okazało się destrukcyjne? W takich sytuacjach zwykle pomagali mi moi przyjaciele, ale w tym przypadku muszę działać sama. A skoro oni nie mogą mi nic podpowiedzieć, może powinnam zapytać się najlepszego przyjaciela Damona – Burbona?
   -Vicki- Zwróciłam się do siostry Matta. –Burbon, poproszę.
   -A dowodzik jest?- Zapytała ze sztucznym uśmiechem.
   -Vicki, przecież mnie znasz…- Powiedziałam marszcząc brwi. Mojemu bratu dragi daje, a mi już alkoholu sprzedać nie może?
   -To cola, woda, czy soczek?
            Niespodziewanie poczułam delikatny powiew powietrza po mojej prawej stronie. Automatycznie spojrzałam w tamtym kierunku, a moim oczom ukazał się Damon. Ubrany tradycyjnie w czarną skórzaną kurtkę i tego samego koloru T-shirt machnął niechlujnie ręką na kelnerkę.
   -Burbon- Zerknął na mnie. –Dwa razy- Dodał kierując słowa do stojącej przed nami dziewczyny.
            Ta tylko wyciągnęła dwie kryształowe szklaneczki i nalała do nich trunku. Oba naczynia postawiła przed wampirem. Gdy ten jedną ze szklanek z bursztynowym płynem przesunął w moim kierunku, Vicki posłała mi zdziwione spojrzenie. Zaraz jednak odeszła.
   -Dzięki- Mruknęłam cicho, wpatrując się w przestrzeń przede mną. –Co tu robisz?
   -Masz dobry gust do alkoholu- Damon zignorował moje pytanie.
   -Śledziłeś mnie?- Nie dawałam za wygraną.
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego. Jego twarz zdobił zawadiacki uśmieszek. Oczy zaś utkwione miał w mojej osobie. Musiałam mocno się skupić, żeby rytm mojego serca nagle nie przyspieszył.
   -Być może… Zależy jak na to spojrzeć- Wzruszył ramionami.
   -Szedłeś za mną?- Zapytałam wzdychając.
   -Taak- Odpowiedział przedłużając samogłoski.
   -Podsłuchiwałeś?
   -Nie do końca. Głośno rozmawialiście. Nie moja wina, że wszystko słyszałem- Stwierdził udając skruchę.
   -Czyli podsłuchiwałeś i do tego mnie śledziłeś- Stwierdziłam, kręcąc z niedowierzaniem głową.
            Byłam pewna, że zaraz zacznie wypytywać się o Isobel, o Rick’a, ale on powiedział tylko:
   -Źle to interpretujesz- Wywróciłam oczami.
   -Nie będę się z tobą kłócić- Stwierdziłam cicho.– Wróciłeś do miasta, żeby znaleźć Katharine?- Zmieniłem temat, spoglądając w jego niebieskie oczy.
Tak jak myślałam, zdradzały one cały szok, jakiego doznał po usłyszeniu tego pytania. Zaraz jednak odzyskał rezon. On może mnie męczyć, więc dlaczego ja jego nie? Musiałam tylko panować nad własnymi odruchami i nie dać po sobie nic poznać. To chyba nie będzie trudna, prawda?
   -Skąd wiesz o Katharine?
   -Powinieneś zapytać, co wiem?- Poprawiłam go.
   -Zwał jak zwał. Więc?- Ups… Zaczął się denerwować. Te zwężone źrenice… Źle to wróży.
   -Nie ma jej w Kościele Fellów- Wyjaśniłam. –Ba, nigdy nie było.
   -Uderzyłaś się w dzieciństwie w główkę, a skutki widać po dziś dzień?- Uśmiechnął się kpiąco.
   -Próbuję uświadomić ci, że twoja pozornie „wielka miłość” olała ciebie i twojego brata. I albo jesteś tak zaślepiony, albo tak głupi, że do tej pory tego nie zauważyłeś. Katharine manipulowała wami od samego początku. Skakaliście wokół niej jak pieski- Wyrzucałam z siebie niczym z karabinu.
   -A ty nie próbujesz mną manipulować?- Zmrużył oczy, przeszywając mnie wzrokiem. Przełknęłam rosnącą gulę w moim gardle.
   -To, że wyglądam tak jak ona, nie oznacza, że nią jestem- Warknęłam zirytowana. Poruszył zbyt drażliwy temat.
   -Widzę, że nie jesteś nią. Ona nigdy nie prowokowałaby starszego od siebie wampira. Była na to za mądra.
   -Ależ ty zaślepiony… Katharine jest przebiegła. Na tyle przebiegła, żeby przez prawie całe życie uciekać przed pierwotnym i nie zostać złapaną- Przygryzłam dolną wargę. Zbyt dużo powiedziałam.
   -Pierwotnym? Z tobą na pewno wszystko w porządku? Bo wydaje mi się, iż potrzebujesz wizyty u specjalisty- Uniósł brwi, robiąc wielkie oczy.
   -Mam wrażenie, że to z tobą jest coś nie tak- Westchnęłam. –Zapytaj się brata, kim jest Klaus Mikaelson. A nie czekaj… Przecież pierwotny zahipnotyzował Stefana, żeby nic nie pamiętał.
   -To od Stefana wiesz to wszystko? Wiewiórkożerca ci to wykłapał? W ogóle skąd wiedziałaś, że on jest moim bratem? I do cholery, skąd czerpiesz te swoje informacje?- Damon zacisnął dłonie w pięści. Nie jest dobrze, ale dopóki nie rzuca przedmiotami, nie mam się czego bać.
   -Są pewne rzeczy, których powiedzieć ci nie mogę- Przyznałam, obawiając się jego reakcji. –Ale nie, nie od Stefana to wszystko wiem.
   -I oczekujesz, że ci uwierzę? Chyba się trochę przeliczysz- Prychnął, obracając w dłoni pustą już szklaneczkę.
Już zapomniałam o alkoholu. Te wszystkie emocje towarzyszące rozmowie, całkowicie przysłoniły mi świat. Wzięłam do ręki naczynie i za jednym zamachem całe opróżniłam.
   -Nie, wiesz co? Niczego od ciebie nie oczekuję. Chciałam ci tylko pomóc, ale widzę, że nie przyjmiesz tej pomocy.
Podniosłam się z miejsca i rozejrzałam się po tłumie w poszukiwaniu przyjaciółek. Jednak to nie ich widok przykuł moją uwagę.
   -A w jaki sposób możesz mi niby pomóc?- Usłyszałam jak przez mgłę.
   -Cholera jasna- Mruknęłam, całkowicie ignorując pytanie Damona. –Przepraszam na chwile.
            Nie oglądając się za siebie, ruszyłam biegiem w kierunku rozgrywającej się scenki. Otóż mój kochany braciszek wdał się w bójkę z Tyler’em. Nie oszukujmy się, walka chłopaka z genem wilka z chłopakiem z genem łowcy, nie mogła się dobrze skończyć.
Wokół zgromadził się dość spory tłumek gapiów, a jeden z młodszych uczniów przyjmował zakłady, „który wygra”. W ręce trzymał notes, w którym zaznaczał, kto, ile obstawił. Miałam ochotę wyrwać mu ten zeszycik i porządnie uderzyć w twarz. Reszta tylko stała i kibicowała wybranemu przez siebie faworytowi.
Z trudnością udało mi się przepchnąć między tłumem. Nie zwlekając ani sekundy dłużej wepchnęłam się między przepełnionych testosteronem chłopaków.
   -Jeremy, co ty odwalasz?- Warknęłam na brata.
   -Elena, nie wtrącaj się- Odpowiedział wyrywając się w kierunku przeciwnika.
   -Co Gilbert? Taki cienias z ciebie, że siostrzyczka musi cię obronić?- Podpuszczał go Lockwood.
   -Zamknij się- Wysyczałam do Tyler’a. –Wcale lepszy nie jesteś. Następnym razem poszukaj sobie kogoś w twoim wieku i ilości inteligencji. Chociaż z tym będzie ciężko. Takiego drugiego idiotę trudno znaleźć.
   -Ciesz się, że jesteś dziewczyną, bo w normalnych okolicznościach oberwałabyś- Powiedział mierząc mnie groźnym spojrzeniem.
   -Nie groź mojej siostrze- Furknął Jeremy.
   -Chodź- Złapałam go za rękę i pociągnęłam lekko. Jednak mój brat ani drgnął. –Jeremy, chodź- Powtórzyłam ponownie. Kolejny brak jakiegokolwiek odzewu. –Jeżeli teraz nie ruszysz swoich szanownych czterech liter, to przysięgam, że zrobię ci taką siarę, której nie zapomnisz do końca życia- Mój brat miał jednak inne plany i ponownie ruszył na Tyler’a. –Jak chcesz…
            Mocniej ścisnęłam jego rękę i zanim zdążył zareagować, wykręciłam ją za jego plecami. Automatycznie pochylił się do przodu. Jeremi jęknął z bólu i podniósł na mnie zdenerwowane spojrzenie. Dziękuję Rick – pomyślałam, wdzięczna za treningi.
   -Tylko później nie mów, że nie uprzedzałam- Mruknęłam, wyprowadzając trzymanego cały czas w ten sposób brata.
            Podprowadziłam go do baru, gdzie w dalszym ciągu siedział Damon. Był wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.
   -Tak więc, poznaj mojego zidiocianego, naćpanego brata Jeremy’ego- Zluźniłam uścisk, by następnie całkiem puścić brata. –Przykro mi, ale nie możemy kontynuować rozmowy. Musze odstawić go do domu- Lekko klepnęłam plecy młodego. –No łajzo, idziemy.
   -Odprowadzę was- Zaoferował się Salvatore. Zdziwiona uniosłam brwi. Co ty kombinujesz, Damon? Skąd ta nagła zmiana nastroju?
   -Dlaczego? Sami trafimy…- Mruknęłam, przyglądając się jego twarzy. Jednak nic z niej nie wyczytałam.
   -Ty, naćpany brat i wcale nie tak późny, ale jednak wieczór, w mieście pełnym wampirów. Nie chce mieć was na sumieniu.
   -Ty w ogóle masz sumienie?- Palnęłam uśmiechając się niewinnie. –Niech ci będzie… Chodź. 


Oj... jak mnie dawno tu nie było...
 Jeszcze jakbym miała coś na swoje wytłumaczenie... 
No, ale cóż... Nie mam ;P
Mogę was tylko przeprosić.
Parę osób pytało, czy zawieszam tego bloga
i chce was uspokoić - nie mam tego w planach.
To samo dotyczy http://delena-inna-historia.blogspot.com/
Mogę tylko powiedzieć, że to były (i w sumie dalej są)
dużo bardziej intensywne wakacje niż bym się spodziewała.
Pełne tych dobrych wspomnień, 
jak i tych trochę gorszych - jak to w życiu bywa.
Nie jestem wam w stanie powiedzieć, kiedy pojawi się następna notka, 
ale chcę, żebyście byli świadomi, że w końcu się pojawi :)
(i to chyba dużo wcześniej niż na drugim blogu,
ponieważ kompletnie nie mam na niego pomysłu. Czekam na inspiracje).
Nie będę was już męczyć moimi wywodami  :P
Dziękuję wam bardzo za opinie, każda jest na wagę złota :D
Pozdrawiam wszystkich czytelników :) Buziaczki :*