piątek, 10 października 2014

Rozdział 3.

   -Eleno, jesteś pewna? Wyjazd dobrze by ci zrobił…- Bonnie spojrzała na mnie wręcz błagalnie.
   -Wiem, ale nie mogę. Muszę zostać z Jeremy’m- Starałam się wyjaśnić.
   -To duży chłopak, dałby sobie radę. Poza tym zostałby z Jenną- Caroline wtrąciła się do dyskusji.
   -Wiem, ale…- Rozejrzałam się po szkolnym korytarzu. Nie chciałam, żeby ktoś nas usłyszał. Jeszcze narobiłabym problemów bratu. Spostrzegłam, iż w pobliskiej sali nikogo nie ma i pociągnęłam do niej przyjaciółki. –Słuchajcie. Ostatnio, Jeremy dziwnie się zachowuje i na dobór złego znalazłam u niego narkotyki.
   -Co? On ćpa?- Zapytała szokowana Caro.
   -Wszystko na to wskazuje- Westchnęłam. –Ale nie mogę oskarżyć go bez dowodów, a jak pokaże mu trawkę, oskarży mnie o grzebanie w swoich rzeczach.
   -Zadaje się z Vicki Donovan. To już wystarczający dowód- Stwierdziła zgryźliwie Bonnie.
   -Wiem, ale wolałabym złapać go na gorącym uczynku- Mruknęłam cicho. –A kiedy będzie miał najlepszą okazję? Po zakończeniu roku szkolnego. Dlatego nie mogę z wami jechać- Wytłumaczyłam.
   -Co zrobisz jak go przyłapiesz?- Zapytała zaciekawiona Bonnie. Cóż, na razie Jeremy był tylko bratem jej najlepszej przyjaciółki. Nie mogłam oczekiwać jakichkolwiek uczuć, czy też choćby zmartwienia z jej strony. Znaczy, pewnie się martwiła, ale nie o niego tylko o mnie.
   -Jak to, co? Piekło na ziemi- Odpowiedziałam ze śmiechem, choć sytuacja wcale nie była zabawna.

***

Zaczęły się wakacje. Dla innych czas odpoczynku i relaksu. Dla mnie powolne wprowadzanie w życie planu „Salvatore”. Nie spieszyłam się. Nie miałam potrzeby. Przecież pojawią się dopiero tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. Jednak i tak musiałam zdobyć kilka potrzebnych rzeczy i informacji.
            Wcześniej pozałatwiałam sprawy w szkole. Wypisałam się ze składu cheerleaderek, wyjaśniłam sprawy z Matt’em. Można powiedzieć, że znów jesteśmy przyjaciółmi.
            Jedyne, co szło mi opornie to wyprostowanie Jeremy’ego. Każda nasza rozmowa na temat narkotyków kończyła się awanturą. Starałam się wytłumaczyć mu, że niszczy sobie zdrowie, traci przyjaciół. Niestety, żaden argument do niego nie docierał. Coraz bardziej zatracał się w ćpaniu, a i towarzystwo, w którym się obracał nie było zbyt ciekawe. Wiem, że to tylko okres przejściowy, ale mimo to, nie chcąc patrzeć jak coraz bardziej się niszczy postanowiłam udać się do osoby, która powinna mi pomóc.
Zapukałam delikatnie do drzwi skromnego, ale gustownego domku. Otaczały go fasady zadbanych roślin. Jako dziecko uwielbiałam tu przychodzić. Tyle wspomnień łączyło mnie z tym miejscem.
Po chwili drzwi uchyliły się, a w progu ujrzałam starszą panią – babcię Bonnie.
   -Witaj Eleno- Powitała mnie uśmiechem. –Bonnie już wyjechała- Dodała wiedząc, że zwykle odwiedzam jej wnuczkę.
   -Tak wiem- Powiedziałam zakłopotana. –Ja… Przyszłam do Pani.
   -Zatem wejdź, kochanie- Gestem zaprosiła mnie do środka.
            Niepewnie przekroczyłam próg domu, poczym skierowałam się do skromnie urządzonego saloniku. Od lat nic tu się nie zmieniło. Ściany pokrywała jasna tapeta, a w oknach zawieszone były kwieciste zasłonki pasujące do obić kanapy. Całości dopełniały jasne meble, na których poukładane były książki, figurki i ramki ze zdjęciami.
   -Napijesz się herbaty, skarbie?- Zapytała życzliwie Pani Bennett.
   -Nie dziękuję- Odpowiedziałam siadając na kanapie. –Chciałam porozmawiać…- Ale co takiego mam powiedzieć? Nie chce, aby babcia mojej najlepszej przyjaciółki wzięła mnie za wariatkę. Muszę jej powiedzieć, że wiem więcej niż powinnam. -Nie wiem, od czego zacząć.
   -Najlepiej od początku- Zasugerowała, chcąc zachęcić mnie do zwierzeń.
   -To może się pani wydać dziwne, ale ja wiem, że jest pani czarownicą- Powiedziałam prosto z mostu. Kobieta zdziwiona uniosła brwi. Nie potrafiłam dłużej patrzeć w jej oczy, więc wzrok utkwiłam we własnych dłoniach.
   -Co w związku z tym?- Ton jej głosu nie był już tak serdeczny.
   -Źle mnie pani zrozumiała. Po prostu…- Starałam się odpowiednio dobrać słowa. –Wiem o wiele więcej niż bym chciała.
   -To znaczy?- Zapytała nadal zimnym tonem.
   -Jeżeli miałabym opowiadać, nie wiem czy zdążyłabym w ciągu jednego popołudnia- Przyznałam wciąż nie podnosząc wzroku. –Czarownice, wampiry, wilkołaki, hybrydy, łowcy, sobowtóry, podróżnicy…- Zaczęłam wymieniać i końcu odważyłam się spojrzeć na panią Bennett. Patrzyła na mnie z szokiem i współczuciem jednocześnie. –Mówiłam, że wiem za dużo- Dodałam pod nosem.
   -Skąd?- Tylko tyle zdołała wykrztusić.
   -Co by pani powiedziała na wiadomość, że cofnęłam się w czasie?- Zapytałam uparcie wpatrując się w oczy kobiety.
   -To pytanie retoryczne?- Twierdząco pokiwałam głową. –Spytałabym, czy się udało?
   -W pewnym sensie- Odparłam cicho. –Chociaż wolałabym pojawić się trochę później- Przyznałam niepewnie. –Nie dałoby się…?
   -Przykro mi Eleno. Nic się nie da zrobić. Przyszłość została z restartowana. Nie ma jej. Nie da się przecież wrócić do czegoś, co nie istnieje- Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Czego ja się spodziewałam? Że ułatwię sobie zadanie? Zawsze pod górkę. Ale są też dobre strony tej sytuacji. Zginęło tyle niewinnych ludzi, a dzięki temu, że wiem, mogę postarać się ich uratować.
   -Rozumiem- Odparłam uśmiechając się delikatnie. –W takim razie mam do pani prośbę. Potrzebuję werbeny i…
   -Nie ma sprawy, skarbie. Pójdę jutro do Zach’a Salvatore i wszystko załatwię- Oznajmiła pani Bennett. –Ale sama nic nie rób- Dodała po chwili. Spojrzałam na nią zdziwiona. –Lepiej żeby rada nie wiedziała- Wyjaśniła. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
   -Bardzo pani dziękuję- Uśmiechnęłam się serdecznie, będąc ogromnie wdzięczna za zrozumienie oraz pomoc, jakimi obdarzyła mnie babcia mojej przyjaciółki.

***

            Dni mijały nieubłaganie, a koniec wakacji był już tuż-tuż. Cieszyłam się. Miałam już dość czekania. Tęskniłam.
Czasem, gdy byłam sama w pokoju, na parapecie przysiadywał czarny kruk. Wielkimi ślepiami patrzył na mnie, by chwilę później przysiąść na gałęzi naprzeciwko mojego okna. Może gdybym nie wiedziała myślałabym, że gdzieś w okolicy założył sobie gniazdo i co jakiś czas wylatuje z niego rozprostować swoje ogromne skrzydła. Jednak to nie był zwykły ptak. Jego zachowanie było zbyt… Ludzkie? Potrafił wzrokiem śledzić każdy mój najmniejszy ruch, przekrzywiając przy tym głowę jakby analizował, co zrobię dalej.
Tak też było przedostatniego dnia wakacji. Co roku Caroline i Bonnie przychodziły do mnie na noc. Oglądałyśmy horrory, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się, by potem zasnąć na materacach w salonie. Miałyśmy pożegnać wolność i pogodzić się z nowym rokiem szkolnym. Od kiedy pamiętam spędzałyśmy ten dzień razem. To była nasza tradycja.
Był już środek nocy, ale nie mogłam zasnąć. Zgłodniałam. Podniosłam się delikatnie z materaca, tak by nie obudzić leżących obok przyjaciółek i udałam się do kuchni. Wzięłam butelkę wody i bułkę, poczym poszłam do swojego pokoju. Zapaliłam światło i usiadłam we wnęce okna, opierając się placami o chłodną ścianę. Następnie wzięłam do ręki bułkę i zaczęłam ją powoli skubać.
I wtedy go zobaczyłam. Damon podleciał z przeciwnej strony okna, przysiadł na parapecie i zaczął przypatrywać mi się z ogromnym zainteresowaniem. Gdyby był tu w swojej prawdziwej postaci, jego mina mówiłaby: co ty odwalasz o trzeciej w nocy? Uśmiechnęłam się do siebie na samą tę myśl.
Siedziałam chwilę jedząc bułkę i patrząc na ptaka. Wnet wpadłam na pewien pomysł. Przyklęknęłam przy wnęce i powoli, tak żeby nie wystraszyć kruka, otworzyłam okno. Pokruszyłam resztę bułeczki, wyciągając ją w kierunku Damona.
   -Trzymaj. Pewnie też jesteś głodny- Powiedziałam patrząc na kruka.
Ten niepewnie przybliżył łepek do mojej ręki i ostrożnie zaczął dzióbać. Bo co innego mógłby zrobić wszystkożerny ptak? Chcąc nie chcąc Damon nie miał innego wyjścia. Chyba, że by odleciał, ale na taki krok, był zdecydowanie zbyt ciekawski.
Poczekałam chwilę, aż wszystko zje i cofnęłam dłoń. Nie zamknęłam okna. Zamiast tego przypatrywałam się jego oczom. Nawet jako ptak ma je niesamowicie niebieskie.
   -Nie powinieneś spać?- Zapytałam cicho. Nie oczekiwałam odpowiedzi. Wręcz przeciwnie, zamierzałam grać głupa. Niech myśli, że rozmawiam z ptakiem, że nie wiem, kim jest. -Pewnie też nie możesz zasnąć…- Dodałam patrząc na niego ze współczuciem. –To dziwne, wiesz? Ale bardzo mi kogoś przypominasz- Przyznałam niepewnie. –Starego przyjaciela- Wyjaśniłam. Pewnie weźmie mnie za wariatkę. –Chciałabym go zobaczyć… Ale mam problem. On mnie nie pamięta.


 Nie zabijajcie mnie :P Wiem rozdział miał się pojawić dużo wcześniej, jednak, tak jak pisałam w komentarzu, brak czasu robi swoje... :/ Chciałam was z tego powodu bardzo przeprosić. Z resztą nie tylko z tego. Mianowicie: przestałam komentować wasze blogi. I to nie dlatego, że nie czytam, bo czytam zawzięcie każdy, ale właśnie przez ten piekielny brak czasu. Dlatego skieruje teraz słowa do wszystkich autorek, u których kiedykolwiek coś skomentowałam. Jesteście cudowne, wszystkie. To co robicie to naprawdę świetna robota i nie przestawajcie. Ten krótki rozdział kieruję właśnie do was: Alicja Czerniawska, Emka K, Wikaa, Paulina Nowak, ILoveDamon, zadelenowana. Dziękuję za umilenie czasu. A i jeszcze jedno: nie dam rady powiadomić was o rozdziale... Przykro mi.
Dziękuję za komentarze, trzymajcie się cieplutko, buziaczki :*